Dodano: 0 0000
bielika widziałem wiele razy szczególnie zimą, ale także latem. Miałem też szczęście przyjrzeć się mu przez lunetę Swarowskiego ustawioną na max. 60x powiększenie, kiedy oddzielała mnie od niego mała łąka lub lustro wody stawu rybnego.
Największego z naszych drapieżnych ptaków można odróżnić od orłów min. po sterówkach, które nie są idealnie wachlarzowate, lecz bardziej trójkątne i specyficznie krótkie. W literaturze określa się je najczęściej jako klinowate.
U starych bielików ogon na zewnątrz ma barwę jednolicie śnieżnobiałą (na tle błękitnego nieba "blednie", tzn. może się nam wydawać, że drapieżnik prawie nie ma ogona). Młode zaś mają „brudnobiałe” sterówki, tzn. ciemne z rozjaśnieniami w niektórych miejscach, a bieleją im ok. 5-7 roku życia. Masywny dziób ma charakterystyczny kolor świeżej cytrynki, u młodych jest jeszcze ciemny. Stare ptaki na głowie, karku i grzbiecie są upierzone w odcieniu kawy z mlekiem . Pióra na karku tworzą jakby lwią grzywę, którą szczególnie dobrze widać w wietrzne dni, gdy podmuch wiatru ją stroszy.
Młode zaś mają upierzenie ciemniejsze, ciemnobrązowe a w moim odczuciu pstrokate (najciemniejsze są po wylocie z gniazda, widziałem takiego młokosa w czasie szkolenia na Warmii). I jeszcze jeden szczegół: kiedyś zimą młody ptak podleciał pod bulwar. Położyłem się na betonie i pod ciemnymi skrzydłami dostrzegłem jasną, wąską pręgę biegnącą wzdłuż skrzydeł.
Gdyby zdarzyło się nam mieć wątpliwości np. w zoo, czy patrzymy na orła przedniego czy też bielika, to jest pewien prosty sposób żeby wyzbyć się wszelkich wątpliwości. Napisałem w zoo, gdyż tego szczegółu nie widać z reguły z większej odległości. Kiedyś zdarzyło się, że do znajomego zadzwonił przejęty rolnik twierdząc uparcie, że ma u siebie na posesji rannego orła przedniego. Sytuacja miała miejsce na Mazurach, więc znajomy nabrał podejrzeń, że jest to bielik. Chłop upierał się jednak przy orle przednim. Wtenczas kolega zapytał, czy skoki ma opierzone aż po same palce? Nie miał i później okazało się, że to oczywiście bielik. Dlatego min. birkut nie zalicza się do orłów właściwych, które mają pióra aż po palce włącznie z naszymi orlikami. Jest to związane z przystosowaniem do łapania zdobyczy na lub w wodzie, gdzie skok jest często zamaczany. A przemoczone w tym miejscu pióra byłyby problemem.
Z kolei same palce są od spodu szorstkie co ułatwia przytrzymywanie ryb (osobiście widziałem na spreparowanych szponach).
Bielik ma bardzo duże skrzydła, mierząc je nie tylko wzdłuż, lecz także wszerz (dlatego, że lotki drugorzędowe są prawie tej samej długości co pierwszego rzędu). Stąd określenie "deskowate" (w Skandynawii nazywają go przez to „latającymi wrotami od stodoły”). Są one wyraźnie palczasto zakończone dzięki przewężonym lotkom pierwszego rzędu z długimi „palcami”.
systematyka Rząd: szponiaste - Falconiformes
Podrząd: jastrzębiowce - Accipitires
Rodzina: jastrzębiowate - Accipitridae
wygląd bielika widziałem wiele razy szczególnie zimą, ale także latem. Miałem też szczęście przyjrzeć się mu przez lunetę Swarowskiego ustawioną na max. 60x powiększenie, kiedy oddzielała mnie od niego mała łąka lub lustro wody stawu rybnego.
Największego z naszych drapieżnych ptaków można odróżnić od orłów min. po sterówkach, które nie są idealnie wachlarzowate, lecz bardziej trójkątne i specyficznie krótkie. W literaturze określa się je najczęściej jako klinowate.
U starych bielików ogon na zewnątrz ma barwę jednolicie śnieżnobiałą (na tle błękitnego nieba "blednie", tzn. może się nam wydawać, że drapieżnik prawie nie ma ogona). Młode zaś mają „brudnobiałe” sterówki, tzn. ciemne z rozjaśnieniami w niektórych miejscach, a bieleją im ok. 5-7 roku życia. Masywny dziób ma charakterystyczny kolor świeżej cytrynki, u młodych jest jeszcze ciemny. Stare ptaki na głowie, karku i grzbiecie są upierzone w odcieniu kawy z mlekiem . Pióra na karku tworzą jakby lwią grzywę, którą szczególnie dobrze widać w wietrzne dni, gdy podmuch wiatru ją stroszy.
Młode zaś mają upierzenie ciemniejsze, ciemnobrązowe a w moim odczuciu pstrokate (najciemniejsze są po wylocie z gniazda, widziałem takiego młokosa w czasie szkolenia na Warmii). I jeszcze jeden szczegół: kiedyś zimą młody ptak podleciał pod bulwar. Położyłem się na betonie i pod ciemnymi skrzydłami dostrzegłem jasną, wąską pręgę biegnącą wzdłuż skrzydeł.
Gdyby zdarzyło się nam mieć wątpliwości np. w zoo, czy patrzymy na orła przedniego czy też bielika, to jest pewien prosty sposób żeby wyzbyć się wszelkich wątpliwości. Napisałem w zoo, gdyż tego szczegółu nie widać z reguły z większej odległości. Kiedyś zdarzyło się, że do znajomego zadzwonił przejęty rolnik twierdząc uparcie, że ma u siebie na posesji rannego orła przedniego. Sytuacja miała miejsce na Mazurach, więc znajomy nabrał podejrzeń, że jest to bielik. Chłop upierał się jednak przy orle przednim. Wtenczas kolega zapytał, czy skoki ma opierzone aż po same palce? Nie miał i później okazało się, że to oczywiście bielik. Dlatego min. birkut nie zalicza się do orłów właściwych, które mają pióra aż po palce włącznie z naszymi orlikami. Jest to związane z przystosowaniem do łapania zdobyczy na lub w wodzie, gdzie skok jest często zamaczany. A przemoczone w tym miejscu pióra byłyby problemem.
Z kolei same palce są od spodu szorstkie co ułatwia przytrzymywanie ryb (osobiście widziałem na spreparowanych szponach).
Bielik ma bardzo duże skrzydła, mierząc je nie tylko wzdłuż, lecz także wszerz (dlatego, że lotki drugorzędowe są prawie tej samej długości co pierwszego rzędu). Stąd określenie "deskowate" (w Skandynawii nazywają go przez to „latającymi wrotami od stodoły”). Są one wyraźnie palczasto zakończone dzięki przewężonym lotkom pierwszego rzędu z długimi „palcami”.
występowanie choć bywa nazywany orłem morskim, to spotkać go można nie tylko nad morzem. Jego żywiołem są jeziora i skromniejsze w swych rozmiarach stawy rybne, gdzie go min. obserwowałem. Zimą bieliki w ostatnich czasach wkraczają zdecydowanie na Wisłę zapędzając się aż do centrum miast o czym osobiście się przekonałem w Toruniu. Poza tym o tej porze roku spotkać je można przynajmniej jeszcze we Włocławku i w Warszawie.
Na rzekach również zdarzają się pary całoroczne (nowe stanowiska odkryte właśnie nad Wisłą pod Toruniem latem 2005 r i 2006 r.)

Centrum występowania bielików w Polsce jest Zalew Szczeciński. Zamieszkują one licznie wyspę Uznam i Wolin, równinę Goleniowską. Na Pomorzu zachodnim znajduje się ok. 180 par, na Pomorzu Środkowym z kolei ok. 35. Poza tym licznie gnieździ na terenie północno – wschodniej Polski: Pojezierzu Olsztyńskim, Mrągowskim, Równinie Mazurskiej. W Wielkopolsce ok. 70 par lęgnie się na Pojezierzu Lubuskim, Poznańskim i w Kotlinie Gorzowskiej. Bieliki możemy też spotkać w Dolinie Noteci, na Pojezierzu Chodzieskim, Gnieźnieńskim, a także na Wysoczyźnie Leszczyńskiej i Kaliskiej.
Śląsk też ma się nieźle, 50 par zamieszkuje Bory Dolnośląskie, Dolinę Baryczy, Równinę Oleśnicką. Kilkanaście par zakotwiczyło nad Doliną Odry, aż po Racibórz. Kolejnych 25 par zasiedla Lubelszczyznę, 10 centrum kraju i bielik zagnieździł się nawet w Karkonoszach co jest nowością. (Mizera 2002)
pokarm Podstawą diety bielika są ryby. Analizy jego wypluwek wykazały, że np. na Mazurach najczęściej chwyta leszcze i szczupaki a także płocie, karasie, wzdręgi. Na stawach hodowlanych żywi się głównie karpiami. Łowi ryby w wadze od 0,5 do 6 kg, lecz najczęściej ok. 3 kg osobniki.
Do drugiej grupy jego menu należą ptaki wodne, szczególnie zaś łyski (70%). Poza tym krzyżówki, nurogęsi, perkozy, mewy śmieszki. Poluje również młode na łabędzie.
Ssaki chwyta tylko czasami (2-12%). Są to zające, młode sarny a nawet warchlaki dzików. (Mizera 2002).
W/g innego źródła (J. D. Zawadzcy) do ssaków można dodać jeszcze jeże i piżmaki, a z ptaków choć rzadko kormorany, krukowate, kuraki a także inne drapieżne. W puszczy Augustowskiej bielik polował licznie na bociany.

Roczny cykl żywieniowy bielika wygląda tak: na wiosnę dominują ryby, w okresie wiosenno-jesiennym chwyta coraz więcej ptaków (głównie młode) , jesienią zaczyna już żerować na padlinie, która dominuje w diecie zimą (padlina raczej mniej dotyczy bielików zimujących przy niezamarzających rzekach, bo tu widziałem niejedno polowanie na ryby czy krzyżówki). W tej porze roku poluje też częściej niż w pozostałych na ssaki. ( Zawadzcy 2005)

Dowodem na dominujący udział padliny w zimowej diecie są całoroczne analizy wypluwek, które wykazały liczne fargmenty sierści dużych ssaków tylko (głównie) w wypluwkach zbieranych zimą. Z kolei wypluwki wiosenno-letnie, to łuski ryb i pióra ptaków.
Dowodów obserwacyjnych dostarczają też myśliwy. Wielu z nich może potwierdzić jak łatwo o bielika na postrzelonej zwierzynie. (Cenian 2006)
gniazdo Podstawowym drzewem gniazdowym bielika jest stara sosna w wieku przynajmniej ok. 100 lat. Kontrolowane przeze mnie gniazda znajdują się na skrajnych albo prawie skrajnych sosnach, graniczących z obniżeniem terenu, np. uprawa, młodnik (jedna z tych sosen rośnie na szczycie niewielkiego wzniesienia - w takich miejscach zagęszczenie drzew jest najmniejsze. A więc wybór raczej nieprzypadkowy). Te gniazda są oddalone od Wisły o 2-3 km.
Znane mi gniazda są osadzone przy samym szczycie korony drzewa. Na przykład na charakterystycznie wygiętym, dużym konarze, który tworzy jakby siodło lub w rozwidleniu solidnych konarów. Ciężko mi określić na oko wysokość, ale mieści się ona w przedziale 15-25 m.
Inne gniazda, które znam bielik zbudował na lipie, buku czy olszy. W tym ostatnim wypadku (olcha) 2 gniazda jednej pary znajdują się w odległości 200-300 m od siebie – jedno porzucone /A/, drugie /B/ obecnie zajęte w 2006 r. Rok później ta sama para dobudowała nowe, równie potężne gniazdo na tej samej olszy /B/ 3-4 wyżej!! (jest to rzadki przypadek, ale niezwykle ciekawy wizualnie).
Na razie najciekawszym przypadkiem są 2 gniazda osadzone na topolach, ale … w śródpolnym zadrzewieniu! Żaden tam wielki las, ale miejsce to jest dość wyjątkowe bo znajduje się na wyspie otoczonej ze wszystkich stron wodą. W takiej „twierdzy” bielik zapewne czuje się na tyle bezpiecznie, że do założenia gniazda wystarczyła mu kępa drzew. Tutaj odległość między gniazdami wynosi również mniej więcej 200-300 m.
Często przy kontrolowanych gniazdach widzę suche drzewa. Służą one bielikom jako miejsca wypoczynkowe i obserwacyjne (Mizera 2002).

Gniazda bielika są bardzo charakterystyczne nie tylko pod względem rozmiarów: obwód – wysokość. Chodzi tu średnicę gałęzi z których gniazdo jest z budowane. Bielik wykorzystuje do budowy gniazda okazałe, grube badyle, gałęzie o średnicy paru centymetrów (oceniając na oko 3-4 cm a nawet i więcej)
Dlatego podchodząc do takiego gniazda od razu czuje się, że jest ono bielika i nie sposób w lesie pomylić go z też dużym gniazdem bociana czarnego (bocianie gniazda są ułożone z drobniejszych gałązek).
Gałęzie nie są plecione tylko przypominają stos pod rozpałkę skleciony z luźno ułożonych patyków. Pośród nich są również suche gałęzie. Co do rozmiarów, to zacytuję T . Mizerę (2002): gniazda jednoroczne mają rozmiary 0,6 m wys. i 0,8 - 1,2 m m średnicy. Rozbudowane mogą być wysokie nawet na 4 m, osiągnąć średnicę 2,5 m i ważyć 1 tonę!

Czaszka
Szczątki pokarmu bielika
Pod gniazdami można znaleźć ciekawe rzeczy (pomijam lotki, bo to zupełnie naturalne - tu orłany spędzają dużo czasu w porze lęgowej, więc pozostają ślady po ich pierzeniu). W czasie ostatniej kontroli koleżanka odkryła intrygującą czaszkę! Po wysłaniu jej na uniwersytet, okazało się że najprawdopodobniej należy ona do młodej sarny, być może nawet upolowanej przez bielika albo spałaszowanej jako padlina.
ochrona obecnie jest w Polsce ok. 800 par (Mizera 2007) i bielik z drapieznika nielicznego stał się prawie pospolity. Mimo tego nadal wokół gniazd tworzy się strefy ochronne (500 m w sezonie lęgowym i całoroczne 200 m).
jaja samica znosi 2-3 białe, duże jaja. Wysiaduje je od pierwszego ok. 40 dni, czasami zamieniając się z samcem (głównie rano). Do lęgu przystepuje na przełomie lutego i marca albo w marcu.
Pisklę po wykluciu jest pokryte białym puchem, a po 3 tygodniach życia ma już gęstszy szary puch. który skutecznie chroni przed kwietniowymi chłodami. Tydzień później pojawiają się pierwsze pióra, które inetnsywnie rosną do 8 tygodnia życia (osiąga wtedy ostateczną masę ciała).
. Do tego momentu pokarm zdobywa samiec, podsuwa go samicy, a ona karmi młodego.
Młode które przebywają w gnieździe ok. 10-13 tygodni nie są wobec siebie tak agresywne, jak u innych orłów (brak zjawiska kainizmu lub występuje w małym nasileniu). Dlatego gniazdo często opuszczają (w lipcu) 2 młode, a zdarzają się nawet trojaczki .
Rodzice opiekują sie podlotami jeszcze przez 5-6 tygodni. Mogą one pozostać w rewirze rodziców do następnej wiosny. (Mizera 2002)
biologia bielik jest drapieżnikiem kontrowersyjnym. Przez wielu naukowców zaliczany do osobnej grupy systematycznej (tzw. orłanów - najpotężniejszych drapieżnych ptaków świata obok niektórych sępów), ale w świadomości ogółu istnieje jako orzeł. I tak jak go będę nazywał, choć oficjalnie jest po prostu bielikiem, a nie orłem.
Jednak tak jak orły łączy się w pary na całe życie, a po starcie partnera /rki/ szybko znajduje sobie następnego (Mizera 2002)

[z własnych obserwacji - Mariusz Tkacz

Mapa rewirów
Mapa rozmieszczenia bielków
na zimowisku w Toruniu.
... Toruń, 26.12.2002 r. – ujście kolektora przy żwirowni na krańcu ul. Popiełuszki. Jakieś 300 metrów od spacerowego bulwaru i niecały kilometr od starówki, północny brzeg Wisły. Wychodzę na betonową główkę (teraz już ośnieżoną) wcinającą się w Wisłę, z nastawieniem na spotkanie zimującego tu myszołowa. Nie zdążyłem się nawet dokładnie rozejrzeć po rzece i jest! Ale coś mi się tu nie zgadza… Za duży jak na myszołowa, zdecydowanie za duży. Długo nie musiałem kombinować na co patrzę… nie sposób go pomylić z innymi drapieżnikami .. to bielik!
W moim mieście od lat zimują bieliki. Mam „swoją” parę, którą obserwuję najczęściej. To stare orły przesiadujące godzinami na ulubionej topoli rosnącej tuż nad Wisłą, jakieś 400 m za ruinami zamku Dybowskiego. Ich topola jest otoczona z jednej strony polami uprawnymi, a z drugiej rzeką. Birkuty spotykałem również na krach jak i bezpośrednio na brzegu. Z bielikami często pojawiały się całymi chmarami gawrony, a także wrony. Otaczały je np. na zamarźniętym brzegu rzeki. Co śmielsze z nich zbliżały się do wielkich ptaków, a nawet próbowały bodajże skubnąć jednego orła w ogon. Ich natręctwo było na tyle skuteczne, że bielik raz czy dwa przeniósł się kawałek dalej. Choć i zdarzyło się tak, ze zdenerwowany orzeł przegonił niechcianych kompanów.
Miałem też farta obserwować ponad godzinę podniebny spektakl. Bieliki często wówczas, swym orlim zwyczajem krążyły nad polami, niekiedy całkiem niewysoko. Nawet raz wykonały „mijankę”, tzn. że ich tory szybowania skrzyżowały się.
Do mojego najbliższego spotkania z bielikiem doszło przy moście. Nadlatywał nad obniżonymi w tym miejscu przęsłami, niziutko, wydawało się że niemalże ocierając brzuchem o dachy samochodów. A potem wprost nade mną ....... na wysokości gdzieś tak na oko 10-15 metrów! I to nie było na Animal Planet , tylko na żywo! Później jeszcze parę razy widziałem go z niewiele większej odległości, tym razem na moście. Nie rzadko przelatywał niziutko nad przęsłami.

Bieliki lubiły odpoczywać na zamarźniętych brzegach rzeki lub na ...krach. Parę razy widziałem jednego z nich, jak płynął sobie na krze z nurtem rzeki rozglądając się dookoła. Nie stracił jednak czujności, bo nie pozwolił mi podejść zbyt blisko siebie (oczywiście od strony lądu). Raz nawet nakryłem go, jak na takiej płynącej krze coś tam rozdziobywał. Odleciał na swoją orlą basztę, jak nazwałem ich ulubione drzewo, a potem znów wrócił na krę, pewnie po to, żeby dokończyć ucztę. A może to był ten drugi?

Jednego dnia widziałem 7 /słownie siedem/ bielików siedzących na różnych drzewach zaczynając od orlej baszty „mojej” pary! Ok. 100 m dalej /stanowisko 2/ samotny ptak, następne 100 m na zachód /stan. 3/ trzy bieliki na dwóch sąsiadujących ze sobą drzewach i jakieś 150 m od nich /stan. 4/ również w zachodnią stronę kolejny samotny orzeł.
Po pewnym czasie dwa bieliki ze stanowiska 3 (pozostał teraz jeden) dołączyły do ptaka na stanowisku 4.
Później orły gdzieś zniknęły, widziałem tylko jak jeden z nich odleciał w kierunku Portu Drzewnego /na zachód/ znikając za „zakrętem” Wisły. Podejrzewam, że właśnie z okolic tegoż właśnie Portu Drzewnego gościnnie nadleciały, bo tam ornitolodzy z UMK też widzieli zimujące bieliki. Pozostała „moja” para i przez pewien czas jeden samotny bielik.

I niezwykła notatka z 24.02.03 r. - jeden bielik krążył wysoko nad nadwiślańskim bulwarem filadelfijskim! Dokładnie w okolicach mostu drogowego. Podejrzewam, że przez moment był nawet w pobliżu toruńskiej starówki! Znajdował się więc ponad głowami spacerowiczów spragnionych wiosny i nieświadomych niezwykłości natury, jaka rozgrywała się tam w górze! Krążąc pomagał sobie niekiedy wachlowaniem skrzydeł i tak zaleciał bezpośrednio nad Wisłę, a stamtąd już niżej odleciał na zachód /Port Drzewny?/. Dodam, że w iście prawie wiosennym słońcu /może stąd to krążenie/ lśnił śnieżną bielą jego ogon.

Na koniec tego raportu z zimowiska bielika zostawiłem to, co zwykle jest najbardziej niezwykłe. Polowanie orłów...
  1. najpierw z pozoru niewinna scenka: bielik wylądował na zamarźniętym brzegu rzeki. Nagle szybko wskoczył do Wisły na płyciznę, zanurzając dziób. Postał w wodzie przez chwilę, lecz kiedy wyszedł na brzeg to nie zauważyłem, żeby w dziobie trzymał rybę (100 % pewności nie mam, bo obserwowałem przez szerokość Wisły). Śmiało jednak zaryzykuję teorię, że był to jeden z jego łowieckich zwyczajów, taki na piechotę).
  2. jego przelot nad stadkiem kaczek budził w nich panikę. Wówczas kaczki podrywały się w popłochu w górę, z głośnym trzepotem skrzydeł. Nie reagowały jednak specjalnie, kiedy bieliki siedziały na swojej gałęzi albo nawet, gdy orzeł stał spokojnie w pobliżu na brzegu. Dopiero lecący bielik budził strach.
  3. dokładnie dwa razy obserwowałem bielika atakującego (?) mewę (nie zwróciłem uwagi na gatunek) i za każdym „podejściem” nieskutecznie! Mewa kilkoma szybkimi zwrotami zgubiła znacznie potężniejszego, ale też i mniej zwrotnego orła. W drugim przypadku widziałem taką scenę z mostu, co wyglądało szczególnie efektownie. Dodam tylko, że obie scenki trwały najwyżej kilka sekund.
  4. piękne są jego niskie patrole: sunie wówczas nad wodą jak ślizgacz, jakby ledwie muskająć jej powierzchnię. Pułap 1 m, a może nawet i 0,5 m nad rzeką! Mój ulubiony widoczek ...
  5. czasami kręci nad rzeką "pętle" (to moje osobiste określenie). Niewysoko nad rzeką wykonuje niespokojne zwroty, podlatuje prawie pionowo w górę, wykręca się niemal w miejscu i zdecydowanie zjeżdża w doł, by śmignąć niziutko nad Wisłą, a potem kolejna ósemeczka ... nawet nie wiem, czy można to sklasyfikować jako inną metodę polowania.
  6. no i wreszcie danie na deser: 14.02. bielik podleciał w okolice bulwaru obniżając lot przy brzegu. Tu z ugiętymi skrzydłami i wysuniętymi szponami rzucił się na rzekę, ale pewnie spudłował, bo dopiero za trzecim podejściem z niskiego pułapu "usiadł" na wodzie i wyciągnął zdobycz. Teraz w szponach trzymał coś, co wielkością odpowiadałoby jakiejś rybie /na kaczkę było raczej za małe, może padlina?/. Nisko nad Wisłą odleciał ze zdobyczą i nagle pojawił się drugi bielik. Wówczas dwa orły na ułamek sekundy zamarły w powietrzu niemal naprzeciw siebie z rozłożonymi skrzydłami i ... nagle jeden chyba wyrwał zdobycz drugiemu, dosłownie „z łapki do łapki” * (sfilmowane z odl. ok. 150-200 m z przybliżeniem 22x zoom optyczny. Przeglądałem do znudzenia poklatkowo na wideo, raczej więc się nie mylę). Teraz ten z rybą (?) wylądował na krze. Jego kompan zatoczył koło i usiadł na tej samej krze. Po chwili pojawiły się nie wiadomo skąd dwa następne bieliki! I tak w moją stronę płynęły cztery orły. Niektórym z nich bieliły się ogony, a więc stare ptaki. Zdarzały się zatargi, przynajmniej raz jeden orzeł doskoczył do drugiego i przegonił go z kry atakując szponami. Nie na długo. „Wygnaniec” wkrótce powrócił. Zresztą takich odlotów i powrotów było kilka. Poza tym bieliki po prostu płynęły w moją stronę, ale obiektywnie nie mogę powiedzieć, czy rozdziobywały zdobycz. Kiedy znalazły się w odl. ok. 80 m ode mnie, pozostały już tylko dwa bieliki i wówczas jeden z nich coś rozszarpywał na krze. W odl. ok. 50-60 m. od mojego stanowiska uciekły i te dwa orły. A ja stałem po kostki w lodowatej wodzie z kamerą i nie mogłem uwierzyć, że po wielu tygodniach oczekiwania zobaczyłem na żywo polowanie bielików!
    * - takie zachowanie bielików, tzn. podkradanie sobie zdobyczy nazywa się fachowo kleptopasożytnictwem.
  7. przenieśmy się na chwilę do grudnia tego roku (zimowisko 2003/04). Niedziela tuz przed świętami. Filmuję bielika w powietrzu, jak okrąża Wisłę na wysokości 15-20 m. Spokojna scenka nie zapowiada niczego nadzwyczajnego, nie zanosi się na to, ze za chwilę stracę oddech z wrażenia. A jednak.... Nagle bielik ugiął skrzydła i z wyraźnie wyciągniętymi szponami swobodnie, ale zdecydowanie zapikował w dół (w tle, na drugim planie przez most przejeżdżały samochody !). I jak spadochroniarz tuż nad wodą (1-1,5 m) zawisł na moment. A zaraz potem uderzył szponami w nurt rzeki siadając na fali. Przez chwilę wydawało się, że zakryje go Wisła, a jednak po sekundzie poderwał się znów w górę i odleciał. W szponach niestety nie wiła się żadna ryba. Trudno, może następnym razem... Ale i tak wyglądało to bajecznie!

Z ciekawostek dodam, że pewnej słonecznej niedzieli usłyszałem nawoływanie bielika . Na tym drzewie, co zwykle siedziały dwa stare bieliki, a w pobliżu przelatywał młody (z ciemnym ogonem). I to pewnie on był przyczyną tego wołania. A wyglądało to niezwykle efektownie: bielik odchylił głowę do tyłu, uniósł otwarty dziób wysoko w górę i głośno oznajmiał wszem, czyj to teren. Gdyby tak jeszcze zobaczyć go w tej pozie o zachodzie słońca... może kiedyś...

10 marca widziałem bielika po raz ostatni. Krążył przez chwilę w okolicach punktu widokowego na Kępie Bazarowej.

A na koniec już w letnim nastroju: Jezioro Ciche na pojezierzu brodnickim ma kształt zimowego buta a w miejscu, nazwijmy je obcasem, jest zatoczka z przystanią i małą plażą po stronie wschodniej (zamieszkaną min. przez zaskrońce). Właśnie tam kilka razy spotkałem starego bielika. Oprócz kołowania, dwa razy (w lipcu i w sierpniu) czatował na wysokiej, nadbrzeżnej sośnie której szczytowa korona tworzy idealne siedzisko (może wskutek ułamania lub jest to ponad 120-letnia sosna z koroną parasolowatą). To drzewo łatwo namierzyć, bo wyrasta prawie dokładnie nad małym pomostem, tyle że dla odmiany po stronie zachodniej tej zatoczki. Tam również ostatnio czatował, a potem zataczał kręgi nisko nad wodą, jakby przymierzając się do ataku i nagle jednak rezygnując z łowów. A może tylko przelatywał dla rozrywki? Spotkania z birkutem w tym miejscu były krótkie i nie zawsze na niego trafiałem, ale wpada tam przynajmniej od czasu do czasu, a więc przy okazji pobytu w Brodnickim Parku Krajobrazowym warto również tam wpaść. A nóż zaszczyci nas swoją obecnością?



Rok później, zimą 2003/2004 bieliki znów pojawiły się nad Wisłą min. w centrum Torunia. Para zajęła dokładnie to samo drzewo, co zeszłej zimy (za ruinami zamku Dybowskiego). Piszę para, bo choć u bielików nie występuje wyraźny dymorfizm płciowy, to często widziałem je na tym samym drzewie, niekiedy na tej samej gałęzi. Nierzadko bywało, że siedział tam samotny bielik. Dlatego zakładam, że to para starych orłów (łatwe do rozpoznania głównie po białych sterówkach).
Ich rewir miał ten sam zasięg co ubiegłej zimy. Z reguły podlatywały najdalej na wysokość fortu X, ew. kawałek dalej do zakrętu Wisły w kierunku Portu Drzewnego. Nie wykluczam oczywiście dalszych lotów. W drugą stronę często obserwowałem przeloty nad mostem drogowym na Kępę Bazarową, w okolice mostu kolejowego (czy dalej, to nie wiem). Z tego wyciągnąłem nieśmiało wniosek, że między mostami (na Kępie) bieliki miały swoje drzewa noclegowe (teren nadawałby się ze względu ustronność, a nawet „dzikość”. Silnie zakrzaczony na tym odcinku, bez łąk nie zachęca do spacerów). Łowiska też pozostały bez zmian: atakowały min. między bulwarem, a żwirownią (po stronie bulwaru), za swoim drzewem-czatownią w kierunku fortu X (płd. brzeg rzeki). Ataków w innych miejscach nie zaobserwowałem.
Parę razy widziałem je na piaszczystych łachach przy moście drogowym, czy kawałek drogi za żwirownią. Czatowały również wprost na płd. brzegu Wisły (niedaleko „swojego” drzewa).

W pobliżu kręcił się też młody bielik z wyraźnie ciemniejszym, tylko częściowo wybielonym ogonem. Był też ciemnobrunatny, nie w odcieniu kawy z mlekiem, jak stary orzeł. Pamiętam, że raz przemknął (raczej właśnie młody ptak) nad mostem którym właśnie szedłem z lornetką (tak się szczęśliwie złożyło). Sądziłem, że pogna przed siebie a tymczasem nagle wykonał zwrot w powietrzu. Z ugiętymi skrzydłami oraz wyciągniętymi szponami „zjechał” w dół. Przypuszczałem, ze uderzy w nurt rzeki, ale wylądował na śródrzecznej łasze piachu. Tam przeszedł kawałek i coś zaczął podskubywać. Szybko jednak odleciał. Pewnie wypatrzył jakieś padło , ale chyba nie było tego dużo skoro tak szybko się uwinął. A może mu nie smakowało?

Bielik jako największy z orłów budzi respekt nie tylko wśród ptactwa, ale także lisy przed nim zmykają . Którejś mglistej, zimowej niedzieli bohater tego komentarza zatoczył koło w pobliżu mostu drogowego i zaczął lądować na lodzie (mniej więcej na środku rzeki, tak gdzieś w miejscu, które opisałem wyżej). Wtem ku swojemu zaskoczeniu dojrzałem … dwa lisy czmychające przed bielikiem do brzegu co sił w swoich łapkach. Ze względu na odległość mogę przyjąć na 90%, że to były lisy. W najgorszym wypadku zwierzaki bardzo zbliżone do nich rozmiarami i wyglądem. Stawiam jednak zdecydowanie na lisy min. dlatego, że chyba jeszcze tego samego dnia jeden przebiegł prawie pod moimi nogami, na skraju brzegu. Skąd się tam wzięły? To łatwo wytłumaczyć: Wisła tego dnia była tak zamarźnięta, że lód sięgał prawie przez całą szerokość rzeki.

Z ciekawostek raz zanotowałem, że kiedyś bielik po powrocie na swoje stałe drzewo-czatownię (opisywane na początku) rozpostarł nieco skrzydła na dłuższą chwilę, jak kormoran. I być może w tym samym celu: wysuszenia ich po przypadkowym kontakcie z wodą.
25.01.04 r. na stanowisku „736” siedziały przez pewien czas 4 bieliki, a dołączył do nich na chwilę 5-ty! ( Ta liczba wzięła się stąd, że koło ich ulubionego drzewa postawiono tabliczkę z oznaczeniem 736-go kilometra Wisły. Dlatego w skrócie tę czatownię oznaczam jako „736”). Nadlatywały po kolei w godz. 9-11 i dosiadały się do mojej pary (jeśli to para). Najkrócej zabawił tam piąty orzeł. Każdy pojawiający się nowy był z reguły witany nawoływaniem któregoś z pozostałych bielików ( a może wszystkich?). Nadciągały od strony Portu Drzewnego. Tuż przed przylotem tego piątego niemal nad moją głową przemknął 6-y orzeł. Leciał majestatycznie na wysokości drzew nad żwirownią w stronę bulwaru! (żwirownia jest mniej więcej naprzeciwko „736” po drugiej – płn - stronie Wisły). Ok. 11 cztery z pięciu bielików odleciały nisko nad rzeką w kierunku mostu drogowego.

Bieliki nie są wcale takimi łagodnymi barankami. Za chwilę przytoczę parę przykładów, które mogą wskazywać na zaczepne zachowanie (być może zachowania terytorialne). Zaczęło się niewinnie: stary i raczej młody bielik (ciemnobrunatny bez wyraźnie jasnych sterówek) sunęły dość nisko nad wodą. Stary z tyłu. I wtem wykonały parę szybszych zwrotów w powietrzu. Wyglądało to tak, jakby starszy orzeł gonił tego młodszego „siedząc mu na ogonie”. Innym razem w podobny sposób popisały się dwa „wiekowe” bieliki z bialutkimi ogonami. Jeden naleciał na drugiego nieco z góry, a ten niby zaatakowany zrobił unik przepuszczając atakującego, który pomknął w górę pod ostrym kątem, jak strzała Amora wystrzelona do nieba. Na koniec orły spokojnie odleciały. I jeszcze jedna sytuacja: sfilmowana między gałęziami z większej odległości tak, że dopiero po obejrzeniu „poklatkowo” nagrania mogłem zauważyć, co się wydarzyło. Otóż na siedzącego sobie spokojnie na konarze bielika „naskoczył” z powietrza z wysuniętymi szponami drugi orzeł. Ten atak trwał króciutko. Bielik na drzewie zareagował jakimś ruchem, ale nie wiem co dokładnie zrobił. Jeśli są nawet wobec siebie trochę agresywne, to trudno się dziwić, wszak to orły.


Tak jak rok temu na koniec zostawiłem, to co z reguły budzi najwięcej emocji: polowanie.
  1. zacznę od kaczek, naszych popularnych krzyżówek, które stały się celem ataku bielika. Ale jak się niedługo okaże celem wcale niełatwym…. Widziałem dwie charakterystyczne próby: za pierwszym razem bielik zaatakował gwałtownie z dość niskiego pułapu. Po króciutkiej pogoni kaczka, która ledwie odbiła się od wody wykonała gwałtowny unik w bok i rozpędzony orzeł spudłował wzlatując ostro w górę. Zatoczył dużą pętlę nad rzeką i odleciał nisko nad wodą. Cóż to był za widok!
    W drugiej próbie (chwilę później) orzeł patrolował niewysoko Wisłę i nagle ostro zawrócił. Sunąc nisko nad rzeką zdecydowanie przyspieszył. Tajemnica takiej nagłej zmiany w zachowaniu od razu się wyjaśniła, kiedy dostrzegłem wymachującą szybko swoimi skrzydełkami kaczkę. Bielik przeciw krzyżówce! Obydwa ptaki na pełnych obrotach leciały niziutko nad wodą. Przez moment wydawało się, że los krzyżówki jest już przesądzony….Ale cóż to, nieoczekiwanie po przebyciu ok. 100-150 m dystans między ptakami powiększa się! Orzeł powoli odpuszcza kaczce. Jest wielki, piękny i na pewno silniejszy, lecz wcale nie szybszy od śmigającej krzyżówki. A przecież jeszcze strach dodaje skrzydeł…. Ostatecznie bielik pomknął wyżej godząc się z porażką. Tego styczniowego dnia, w godź. (12-14) polowanko się nie udało.
    Warto dodać, że wcześniej bielik wpadł w stadko krzyżówek podrywając je momentalnie w górę. Jego lot był niski, niespokojny (trochę zygzakowaty), a więc chyba podjął jakąś akcję zaczepną. Ale nasze kaczuszki, „choć mają krzywe nóżki” tak łatwo sobie w kaszę dmuchać nie dadzą….
    Łowy na kaczki rozgrywały się przy płd. brzegu Wisły.
  2. no i wreszcie przyszedł czas na rybkę. Dopadł ją z wysokiego pułapu w sposób efekciarski, lecz ofiary nie oddają życia tak łatwo. Ale po kolei: z pozoru niewinny przelot nad wierzchołkami drzew zupełnie nieoczekiwanie przeistoczył się w szybkie nurkowanie! Bielik (wydaje mi się, że młody) ugiął skrzydła i wysunął szpony jednocześnie gwałtownie obniżając pułap. Potem zdecydowanie uderzył w lustro wody i zaraz poderwał się w górę. I tu, jak głosi stare przysłowie „zaczęły się schody”. Niewielka ryba o jasnym, czy srebrzystym odcieniu wyślizgnęła mu się i wpadła z powrotem do Wisły. Orzeł odpowiedział natychmiast ponownym atakiem (na jego szczęście nie zdążył się wzbić wysoko). Jeszcze raz „siadł” na wodzie, by za chwilkę już unosić się w powietrzu. Problem w tym, czy z rybą w szponach? Tego nie jestem pewien mimo wielokrotnego przeglądania tej sfilmowanej sceny. Nie zakładając się o wysoką sumą obstawiałbym, że tak!
    Atak miał miejsce przy płd. brzegu rzeki bliżej fortu X.
  3. okazuje się, że z bielika jest niezły akrobata. Widziałem raz, jak po wyższym kołowaniu nad Wisłą złożył nieco skrzydła, jak to ma zwyczaju czynić przed atakiem i wtem popisał się błyskawicznym półobrotem w powietrzu. Przypominało to lotniczy korkociąg. Teraz bodajże z wypuszczonymi już szponami „zjechał” nisko nad rzekę i tu …..niespodzianka! Wykonał jakiś niespokojny ruch (być może jeszcze jeden szybki, prawie niezauważalny zwrot) i odbił w górę. No cóż rybka, jak to rybka lubi popływać i pewnie mu gdzieś umknęła….Chyba, że wcale tu nie chodziło o rybę. Cokolwiek spróbował złowić, to na czas „dało nogę”!
    Bardzo podobną scenę, tylko że bez takich numerów z korkociągiem opisałem już wcześniej (na żywo) i dołączyłem do „raportu” z zimowiska 2002/03 (na samym końcu). Tamten atak został przeprowadzony też przy tym samym płn. brzegu Wisły między bulwarem, a żwirowiskiem.


Dodam jeszcze, że po raz pierwszy na zimowisku bielika zobaczyłem w tym roku pod koniec listopada 2003 r. , a jak na razie ostatni 17.03.04 r. (młody bielik nad toruńskim lotniskiem ).

Latem tego roku (2004) zdarzyło mi się obserwować bieliki na Warmii. Oto parę notatek:
Okazuje się, że nie tylko Wisła i wielkie jeziora są areną polowań bielików. Ataki tych orłów widziałem na niewielkich hodowlanych stawach rybnych, a także dzikim stawie zasobnym jednak w ptactwo wodne i zapewne ryby. Te stawy otoczone były lasami w których zachowały się starodrzewia, co umożliwiło bielikowi założenie gniazda. Stary bielik, a właściwie subadult („sub.”)* - jak zauważyli znajomi - pojawił się nad stawem w godzinach południowych. Ledwie zdążyłem nasycić wzrok jego kołującą sylwetką, a już obniżył lot i spłynął na staw na ugiętych skrzydłach. Szpony zaczepnie wymierzył a w powierzchnię wody, wykonał mały skręt i zniknął za pasem przybrzeżnej roślinności. Samego momentu ataku w związku z tym niestety nie widziałem. Ale niebawem znów pojawił się. Leciał nisko nad stawem ściskając w szponach całkiem okazałą zdobycz! Jak na mój nos zgarnął dużą rybę albo nawet ptaka wielkości łyski. I tu byłem świadkiem ciekawego zjawiska. Wielkiego orła zaatakował błotniak stawowy ścierając się z nim na moment w niskim przelocie (już wcześniej „zahaczał go wysoko w powietrzu). Bielik jakby zignorował zaczepkę nie reagując w żaden szczególny sposób. Szybko jednak wylądował i niestety znów za „zielskiem”, które skutecznie zasłoniło widok (obserwowaliśmy z małego wzgórza, ale podchodzić bielika nie miało sensu bo to spory kawałek drogi i pewnie by uciekł). Domyślaliśmy się, ze szarpał zdobycz (musiała sporo ważyć skoro z nią dalej nie odleciał). Dlatego zacząłem obserwować drugiego starego bielika (już nie „sub.” ), który właśnie pojawił się na niebie. Kołował sobie klasycznie, gdy ktoś ze znajomych do mnie zawołał, że „subadult.” znów przelatuje. Namierzyłem go i zobaczyłem, że za sobą wlecze …trawę. Sens tego zrozumiałem później. Oto ten krążący stary momentalnie rzucił się w pogoń za „sub.” Zanim obydwa orły zniknęły za drzewami zdążyły wykonać jeden szybki zwrot w powietrzu.
Teraz stało się jasne, że „sub.” na widok starego bielika wystartował ze zdobyczą w takim pośpiechu, że przy okazji wyrwał kilka źdźbeł trawy. Stary zaś, jak to bieliki mają w zwyczaju chciał mu odebrać „obiad” (opisane kiedyś kleptopasożytnictwo).

* - subadult osobnik prawie dojrzały. Ma już praktycznie wszystkie najważniejszych cechy starego ptaka, ale brakuje wykończenia w szczegółach. Ten bielik miał już rozjaśnione upierzenie na głowie i grzbiecie, lecz biel ogona nie była „czysta”. Stąd znajomi z którymi prowadziłem wtenczas obserwacje określili go jako subadult.
Nawet tak wielki ptak, jak bielik musi się czasami bronić przed mniejszymi drapieżnikami. W opałach był akurat młody orzeł na stawie hodowlanym. Zaczepiany wysoko w powietrzu (chyba przez błotniaka) natychmiast wykonywał kołyskę, tzn. ustawiał się grzbietem do ziemi a szponami do atakującego przeciwnika. Tu bronił się w ten sposób przynajmniej dwa razy (stare orły w chwili zagrożenia reagują tak samo).


No i nadeszła zima 2004/05 r. Nie trudno zgadnąć, że na zimowisko przyleciały jak zwykle bieliki. Pewnego mroźnego, ale słonecznego południa wybrałem się pod ich ulubioną topolę. Najpierw zaszedłem je od tyłu, tzn. od strony ruin zamku Dybowskiego. Podchodziłem pod osłoną drzew. Jedno z nich fartownie rozwidlało się na dwa pnie i to mniej więcej na wysokości moich oczu, przez co świetnie zastępowało statyw. W te „widły” wsunąłem lunetę o powiększeniu 30x. Dodam jeszcze, że stałem nie dalej niż 150-200 m od orlej topoli. Przy tak małej odległości ta luneta zapewniała dobre zbliżenie. Obydwa orły siedzące na jednym konarze były więc widoczne, jak na dłoni. Bielik po lewej miał nieco większą posturę, czyli samica. Stroszyła pióra na głowie i karku, co bielikom często się zdarza. W blasku słońca pięknie prezentował się jej okazały cytrynowy dziób. Spoza skrzydeł niewiele wystawały króciutkie sterówki barwy śniegu. Głowa i grzbiet miały już kolor kawowy (w moim odczuciu). Samica była pięknym dojrzałym orłem.
Siedzący po jej „prawicy” trochę mniejszy samiec mógł też się pochwalić tymi samymi jaskrawymi kolorami dzioba i ogona, lecz wydał mi się trochę ciemniejszy.
Zaskoczyła mnie też śmiałość bielików , które pozwoliły podejść się tak blisko. A zdarzyło się, że jeden z nich dopuścił człowieka jeszcze bliżej. Było to w troszkę innym miejscu przy ścieżce oddzielającej pas drzew od pola. Akurat z tej ścieżki obserwowałem przez chwilę samotnego starego bielika na topoli. Tymczasem pod drzewa podjechał ciągnik z małą przyczepką. Nie dalej niż na 150 m od topoli z bielikiem! Z ciągnika wysiadł jakiś facet i spokojnie zbierał sobie gałązki rzucając je na przyczepkę. Orzeł nie odleciał …
Nie wiem, czy była to ta sama para, która przylatuje do Torunia każdej zimy. Nie mam po prostu odpowiedniej optyki, żeby odczytać obrączki (jeśli je mają). Skoro jednak drapieżniki wybierają zawsze tę topolę na główną czatownię, to ja stawiam na te same orły.

Tej zimy odkryłem ich nowe ulubione drzewo , na którym też nierzadko czatowały. A była to również topola, bardzo wysoka i wznosząca się nad brzegiem Wisły. Z drugiej strony sąsiadowała z polem kukurydzy. Rosła na samym łuku rzeki ok. 739 km rzeki. Tu przypuszczalnie kończył się rewir „mojej” pary. Bieliki przesiadywały też na nadbrzeżnych drzewach w okolicach fortu X. Ale nie tylko Wisłę na odcinku przedmiejskim sobie upodobały. Pewnego dnia zawędrowałem za bielikiem aż do centrum. Usiadłem na bulwarze przy toruńskiej starówce i namierzyłem go na topoli zakorzenionej na Kępie Bazarowej między mostem drogowym, a tarasem widokowym. Orzeł po prostu tak sobie siedział visa vi średniowiecznych murów.

Bielik przynajmniej zimą długą czatują szczególnie na drzewach, na krach np. widywałem je tej zimy rzadko. Według mnie jest to ich podstawowa taktyka łowiecka. Ale takie czaty czasami przerywają krótkim patrolowym oblotem rzeki. Jeden z takich patroli utkwił mi w pamięci szczególnie. Na swej ulubionej topoli siedziały „moje” stare orły. Jeden z nich pewnie coś wypatrzył, bo raptownie zerwał się z drzewa. Na wysokości koron drzew przeleciał na „mój” północny brzeg całkiem niedaleko od bulwaru. Tutaj od razu zawrócił na topolę. I teraz stało się coś nieoczekiwanego: ledwie wylądował obok drugiego bielika, to tamten natychmiast wzbił się w powietrze. Pokonał dokładnie tę samą trasę co jego kompan przed chwilą. Dokładnie „trop w trop”. No i oczywiście „zakotwiczył” na tej samej topoli.

Cóż począć, kiedy zdobycz mała, a orły dwa? Można by zanucić stary kawałek: „Pobili się górale dwaj …”, tyle, że nie o dziewkę, a pewnie o małą rybkę. Z mojego punktu obserwacyjnego na brzegu nie byłem w stanie określić, co to za zdobycz? Załóżmy jednak, że ryba, bo rozmiarami do niej pasowała. Rybka była więc jedna, a orły jak już wspomniałem dwa. I kolejność dziobania została błyskawicznie ustalona … A rozegrało się to tak: na dużej krze zobaczyłem dwa bieliki. Mimo typowo zimowej pochmurnej pogody szybko połapałem się, że jeden jest młokosem z wyraźnie szarymi sterówkami, a drugi to senior orlego rodu z widocznymi białymi końcówkami ogona. I to właśnie stary rozszarpywał zdobycz. A młody orzeł?? Cóż on się nakombinował, żeby sobie skubnąć … Obchodził starego w jedną i drugą stronę, co rusz podfruwając niewysoko w górę, żeby po chwili wylądować obok czujnego starego bielika. A ten ani myślał ustąpić. Co pewien czas przerywał lunch i obserwował swego młodszego kompana, a nawet nawoływał unosząc głowę. Przynajmniej raz zareagował na taniec młodego w swoisty sposób: rozłożył swe potężne skrzydła i spojrzał tamtemu w oczy, zapewne twardo. Niezwykła to była postawa, pełna dumy. I jak nietrudno się domyśleć nie pozwolił sobie odebrać zdobyczy. Ale koniec końców natręctwo młokosa nie poszło na marne. Oto ostatecznie senior pozwolił się zbliżyć uparciuchowi do ryby. Młody niewiele się namyślając porwał z lodu zdobycz i niziutko oblatując Wisłę „zakotwiczył” na wszelki wypadek na drugim końcu kry. Teraz stary orzeł odleciał na swoją topolę, a młokos próbował coś tam sobie skubnąć, jeśli jeszcze coś zostało do spałaszowania. Nie muszę chyba dodawać, że do uczty przymierzały się jeszcze krukowate: gawrony i chyba wrony.

Pod koniec stycznia wybrałem się nad małą zatoczkę w okolicach działek na brzegu płn. Bieliki kręciły się kawałek za fortem X po drugiej stronie Wisły. Słowo kręciły się nie jest tu przypadkowe, gdyż tego dnia zachowywały się trochę inaczej niż zwykle . Przez dłuższy czas mojej obserwacji krótko siedziały na drzewach, a za to razem latały prawie nieustannie nawołując czego przecież drapieżniki nie mają w zwyczaju. Ale jak już wspomniałem działo się to w styczniu, a to czas tokowania. Serce zabiło mi żywiej, czyżby wreszcie … przecież jeszcze nie widziałem tokujących orłów. Nagle zniknęły gdzieś za horyzontem. Już zamierzałem przejść się na chwilę dla rozgrzewki, lecz wtem … !!! Usłyszałem je bardzo blisko. „Kawaleria nadciąga” – pomyślałem. I są!! Tuż nad wierzchołkami drzew nad zatoczką nie dalej niż 40-50 m ode mnie. Nawet bez lornetki dobrze je widziałem. Para starych bielików tak blisko ludzi. Odleciały nad rzekę.
Niestety jeszcze nie nadszedł czas … a może to była część ich rytuału godowego?

No i czas na polowanka , a troszkę się działo …
  1. 7.01.2005 r., ok. 13,00. Siedzę z lornetką w krzakach przy kolektorze. Zaczęło się, jak zwykle niewinnie. Stary orzeł wykonał niski lot patrolowy, jeden z tych przypominających niemal ślizg brzuchem po wodzie. Potem odbił w górę tak mniej więcej na pułap koron drzew i zawrócił w moją stronę. Podleciał do płn. brzegu dość blisko mnie. Na wysokości żwirowni wszedł w ostry zakręt i od razu wysunął szpony. Teraz z ugiętymi skrzydłami rzucił się na rzekę wzdłuż jej nurtu. Zanurzył w niej całe skoki i chwilkę później już podrywał się w górę. „Nie może być !!” – przemknęło mi przez myśl. W szponach ściskał średnich rozmiarów, jasną rybę !! Wydawało mi się, że poprawił chwyt, albo ścisnął ją mocniej.
    Po tym popisowym numerze pomknął ze zdobyczą nisko nad Wisłą na jej płd. brzeg. Nie wrócił z rybą na swoją topolę, tylko zniknął gdzieś między drzewami za którymi rozciągało się niewielkie orne pole. Czyżby miał zamiar rozszarpać ją wprost na ziemi? Niestety, nie mogłem tego sprawdzić. Wpław nie bardzo, a zanim dotarłbym tam przez most, to już dawno zdążyłby strawić.

  2. 15.12.04 r. – dokładnie w samo słoneczne, choć mroźne południe bielik znalazł się w tarapatach . Ustawiłem sobie lunetkę na kolektorze. Ledwie przez nią zerknąłem, a już zaczęło się … Stary orzeł uderzył z niedużego pułapu koło płn. brzegu między bulwarem, a moim stanowiskiem na kolektorze. „Przysiadł” na wodzie i …. utknął!! Rozłożył skrzydła płynąc z nurtem, jak kaczka. „Co do diabła?!” – pomyślałem zaniepokojony. Wreszcie drapieżny ptak zamachnął się parokrotnie skrzydłami w powietrzu próbując poderwać się w górę. Ale bez efektu. Został na rzece i znów z rozpostartymi skrzydłami dał ponieść się nurtowi. Nabierał zapewne sił przed kolejną walką. No właśnie … z kim? Domyślałem się …
    „Oj niewesoło !!” – na wszelki wypadek zacząłem się rozglądać się za jakąś łajbą. Na Wiśle żadnej nie było, ale nieopodal znajdował się posterunek policji wodnej. Może tam w razie czego?
    Tymczasem orzeł zmierzył się kolejny raz z niewidzialnym przeciwnikiem. Każde skrzydło potężnym zamachem rozpruło powietrze, ale jakby jakaś kotwica trzymała go od spodu. Teraz już na serio pomyślałem o policyjnej motorówce. I wtenczas bielik uwolnił się, wielkość i siła orła okazały się górą!!
    222;No bez takich numerów więcej!221; – odetchnąłem z ulgą. Bielik obleciał to feralne miejsce, zawrócił i … wznowił atak. Ponownie zamarłem w bezruchu. Tym razem wydawało mi się, że wyciągnął z wody jakąś rybę. Z nią, czy bez niej odleciał gdzieś w krzaki na przeciwnym. brzegu.
    Co się tam mogło wydarzyć? Słyszałem o szczupakach, czy innych większych rybach, na grzbietach których rybacy po ich złowieniu znajdowali szpony rybołowa. Nietrudno się domyśleć, co się stało z nieszczęsnym drapieżnym ptakiem. Być może tego dnia bielik natrafił właśnie na dużą rybę, np. szczupaka?

  3. 13.03.05 r.; 9.30 – jestem na stałym punkcie obserwacyjnym na kolektorze. Nie liczę na nic szczególnego, bo zwykle w połowie marca, to rzadko widywałem bieliki. A jednak … fart mnie nie opuszcza! Oto prawie dokładnie naprzeciw mnie przy brzegu południowym pojawił się nieoczekiwanie młody orzeł. Dokładnie w tym samym miejscu, gdzie pływał sobie spokojnie łabędź. Wtenczas jeszcze nie wiedziałem, że za chwilę będę świadkiem przypuszczalnie ataku na łabędzia !
    Oto bielik na rozpostartych skrzydłach, niczym na spadochronie opuścił się w dół. Wachlując skrzydłami, jak myszołów zawisł w miejscu 2-3 metry nad głową parkowego, białego ptaka! Spanikowany łabędź zabierał się stamtąd czym prędzej. Ciężko przebierając nogami nabrał rozpędu. Dobiegł mnie charakterystyczny świst jego skrzydeł. Jakieś kaczki też rejterowały się ucieczką. I tu niespodzianka, a raczej … rozczarowanie. Orzeł nie uderzył na godnego siebie ( przynajmniej rozmiarami ) przeciwnika. Pognał za łabędziem na niskim pułapie jakieś 20-30 m i odpuścił sobie „atak”. Nie wyglądało to na zażartą pogoń. W ogóle to bielik w czasie tego „ataku” sprawiał wrażenie trochę niezdecydowanego. Jakby to była jedynie przymiarka … Może dlatego, że był jeszcze młody? A rywal z ciężkiej wagi, pewnie w pełni sił. I licho wie, jakby się to skończyło dla mało doświadczonego orła, gdyby uczepił się szponami tak wielkiego cielska?


A na koniec parę ciekawostek, które zaobserwowałem jeszcze tej zimy:
  1. pewnego razu młody orzeł wylądował na brzegu Wisły. A tu lis wędrujący jej brzegiem zapędził się tak daleko, aż prawie wszedł na bielika. Król przestworzy i król kurników tak wystraszyli się siebie nawzajem, że lis dał nura za krzaki, a bielik podleciał na konar drzewa. Dopiero, kiedy drapieżny ptak usiadł na gałęzi, to lis odważył się kontynuować wycieczkę.
  2. kormorany wybrały sobie dziwne sąsiedztwo … bielików. I wiele razy widziałem je blisko orlej topoli najspokojniej w świecie suszące sobie skrzydła. A bieliki tam na górze, na konarze i żadnego polowanka na czarne ptaki. Dopiero bliski przelot, któregoś z orłów siał wśród kormoranów zamęt.
  3. w któryś z zimowych dni, jeszcze przed południem byłem akurat na zakupach na starówce. Zimowe słońce świeciło nie gorzej niż latem. Skuszony tak ładną pogodą poszedłem na bulwar. Był to odcinek Wisły między mostami, w centralnej części miasta. Patrzę na drugi brzeg, na Kępę Bazarową i oczom nie wierzę! Blisko tarasu widokowego wybudowanego na Kępie przelatuje …bielik. Nie miałem oczywiście przy sobie lornetki, ale przy tak dobrej widoczności i na tak niewielkim dystansie ( może ze 300 m ) nie sposób pomylić tego ptaka z jakimkolwiek innym. W blasku słońca zalśniły śnieżną bielą sterówki. Orzeł zatoczył niewysoko parę kółek nad rzeką i spokojnie opuścił się na jej powierzchnię. Toż to wyglądało na atak w samym centrum miasta!! O szczegółach nic nie mogę powiedzieć, gdyż jak wspomniałem patrzyłem „okiem nieuzbrojonym”. Jeśli to rzeczywiście było polowanie, to nie wiem czy skuteczne. Bielik od razu poderwał się na przybrzeżną topolę.
  4. na deser zostawiłem coś specjalnego: 19.02. młody bielik w otoczeniu paru gawronów, czy wron po prostu sobie krążył. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że krążył niewysoko nad … wieżą kościoła św. Janów !! Pamiętam, jak czytałem w jakiejś książce Puchalskiego (lata chyba 60-te) o tym, że bieliki można spotkać już tylko w nielicznych puszczach. A dziś proszę, latają nad miastami …

Tej zimy 2004/05 spotkałem po raz pierwszy młodego bielika w połowie listopada, a widziałem orły po raz ostatni ok. połowy marca.


Jest prawie dokładnie piątkowe południe, 10.06.05 r. Stoję nad Wisłą w malej miejscowości o rzut beretem od Torunia. Zafascynowany wpatruję się w ok. setkę kormoranów z trzepotem skrzydeł i pluskiem wody nadciągających wprost na mnie. Miałem je na wyciągnięcie ręki, czarna poświata zasłoniła drugi brzeg. Kiedy odleciały dość daleko ode mnie, to chciałem się wycofać nad staw rybny, gdzie strażnicy leśni ponoć widywali bieliki. To już moje trzecie, jak na razie bezskuteczne podejście. Trochę już zwątpiłem i…nagle coś słyszę. Poznałbym ten głos spośród tysiąca innych. Tak nawołuje tylko bielik !! I są … nie jeden, lecz dwa. Wysoko na niebie, nad przybrzeżną łąką. W blasku słońca, na tle błękitnego nieba lśnią śnieżną bielą ich sterówki, a głowy wydają się prawie białe. Ale cóż to, bardziej na prawo też słyszę nawoływanie orłów … Obok pojawiła się druga para! Te dwa są bliżej, więc na nich się skupiam. Krążą jakoś niespokojnie. Jeden wyrzucił szpony i z „wysuniętym podwoziem” sprowokował tego drugiego to lekkiej „kołyski”, jakby za chwilę obydwa bieliki miały się szczepić w tokowaniu.
Obie pary zeszły teraz niżej i zbliżyły się do siebie nad Wisłą. A wówczas zdaje się, że jeden z nich opuścił swego kompana i pognał w kierunku „wrogiej” pary. Do starcia jednak nie doszło i cztery orły odpłynęły na drugą stronę rzeki.
To było moje pierwsze spotkanie z bielikami od zimy. To było odkrycie (z pomocą leśników) nowego stanowiska pod Toruniem!!

Dotychczas obserwowałem nasze wspaniałe orłany w ataku z powietrza, a właśnie latem 2005 na wyżej opisanym stanowisku po raz pierwszy zobaczyłem nieco mniej efektowne łowy bezpośrednio z zasiadki.
Bielik od dłuższego czasu czatował na niskiej, przybrzeżnej wierzbie. Nagle zupełnie „bez ostrzeżenia” cichutko poszybował ślizgiem na Wisłę. Klasycznie: ugięte skrzydła i wysunięte skoki. Teraz nieco rozłożył skrzydła, a mimo to uderzenie w rzekę miało taki impet, że spieniona woda rozprysła się na boki. Za chwilkę poderwał się w górę, ale z pustymi szponami. Po nieudanym ataku, który miał miejsce bliziutko brzegu wrócił na drzewo.


Pierwsze jesienne obserwacje w 2005 roku zaczęły się od intrygującego zdarzenia. I tu chylę czoła przed czarnymi ptakami – krukami. Za ich odwagę … ale po kolei. W połowie listopada wybrałem się na pola za ruinami zamku Dybowskiego. Blisko wału przeciwpowodziowego, w okolicach fortu X na konarach drzew siedziały dwa stare bieliki. W blasku wyglądającego czasami zza chmur słońca bieliły się ich sterówki. Kucnąłem za wałem słomy w odległości ok. 150 – 200 m od nich. Tymczasem orłany czuwały nie bezpośrednio nad Wisłą, lecz nad polem. I to był ich błąd, bo jak się potem okazało ten teren należał zapewne do kruków …
Spokojnie podziwiałem przez lunetę bielika omiatającego okolicę swym orlim wzrokiem, kiedy nagle usłyszałem ostre krakanie. Kruki pojawiły się nie wiadomo skąd i bez wahania zaatakowały bieliki ! Szybko sięgnąłem po lornetkę, która ze względu na mniejsze powiększenie zapewniała mi z kolei większe pole widzenia. Wpierw tylko jeden „orzeł” zerwał się gwałtownie z drzewa i czmychnął nisko nad polem przeganiany przez czarne ptaki. Ratował się unikami na boki. Raz próbował bronić się „po swojemu” obracając się szponami do nadlatującego z góry kruka. Ale miał chyba na to za mało miejsca między drzewami, bo wykonał tylko ćwierć obrotu.
Gdy drugi bielik opuścił swoje stanowisko obserwacyjne, to zaraz obskoczyły go te dwa kruki. „Orzeł” odleciał w ślad za swym kompanem nad Wisłę….
Przyznam szczerze, że stałem zdumiony na polu zastanawiając się, jak przynajmniej dwukrotnie większe do kruków bieliki mogły tak dać się zapędzić w przysłowiowy kozi róg. Zaraz jednak zastanowił mnie ten nieudany i przerwany manewr obrony. Może to jest właśnie jakieś wyjaśnienie? Kruki zaatakowały w miejscu nazwijmy to ogólnie „zakrzaczonym”, a to ogranicza możliwości manewrowe i bojowe taka dużych ptaków, jak bieliki. Ale to tylko moja interpretacja … Mimo, że fascynuję się orłami, to chylę czoła przed krukami!
piśmiennictwo

Komentarze

Erjot archeologia@o2.pl
24 sierpnia 2010

Widziałem Bielika nad Odrą we Wrocławiu w rejonie Karłowic. mam 100 % pewności

kahles@op.pl kahles@op.pl
7 października 2007

Może nie na temat... ale byłem na "inwentaryzacji" swojego terenu tj. na wycieczce zupełnie przypadkowej bo nie miałem (o zgrozo!) lornetki nawet przy sobie... I zdaje się na 70-90% orzełka naszego kochanego bielika! Teren Brzózki - Tur, gm. Szubin, bardzo blisko Chobielina. Jeśli ktoś coś wie w temacie lub co kolwiek jest stwierdzić lub też jest zainteresowny to proszę o kontakt. kahles@op.pl. Pozdrawiam.

Lena
20 lutego 2007

jest bardzo szczegółowy opis ale i tak nie to czego mi potrzeba:(

Łukasz Cudyk lukcud@wp.pl
7 grudnia 2005

Witam
Bardzo ciekawy artykuł, dużo wiadomości, które trudno znależć w innych opracowaniach.
Czy mógłby mi Pan przedstawić systematykę bielika?
Dziękuję

Sabina Olender salen@onet.poczta.pl
2 października 2005

Dla mnie zjawiskiem najbardziej zagadkowym w zachowaniu bielików jest ich korelacja z krukami. Bieliki i kruki sprawiają czasami wrażenie, że "kto się czubi , ten się lubi".Obserwowałam bieliki wpadające prosto w stado kruków bez żadnej przyczyny, prowokując je do pogoni za sobą. Z kolei kruki potrafią się dosłownie "przyssać" do bielika , dziobiąc go w czasie lotu w ogon lub wchodząc bielikowi prosto pod dziób, gdy ten pożera zdobycz. Gdy bielik podrywa się do lotu, razem z nim podrywa się przynajmniej jeden kruk lub cała ich gromada , otaczając orłana tak, że ten nie znajduje miejsca do manewru i zmuszony zostaje do ponownego lądowania. Odwaga nieporównywalnie mniejszych od bielika kruków jest zadziwiająca. Zapewne wynika to z korzyści, jakie kruki odnoszą z podbierania bielikowi pożywienia, mimo to przesadna niejednokrotnie natarczywość kruków i swoiste zabawy w "kotka i myszkę" , także ze strony bielika ,sprawiają czasem wrażenie ,że wszystko to odbywa się w celu "poprzekomarzania się" i jest niezwykle widowiskowe. Nie wiem, czy w taki sam sposób zachowują się stare osobniki, ponieważ przedmiotem moich obserwacji były młode bieliki.Może któryś z forumowiczów potrafiłby coś więcej powiedzieć na ten temat?
2005-11-02 Sabina Olender

Nasza oferta | zobacz pełną ofertę

dysponujemy:
  • inwentaryzacją krajoznawczą regionu
wykonujemy:
  • aktualizacje treści turystycznej map, przewodniki
  • oceny oddziaływań na środowisko (Natura 2000)
  • oceny stanu ekologicznego wód (Ramowa Dyrektywa Wodna UE)
  • prace podwodne, poszukiwawcze
prowadzimy:
  • nurkowania zapoznawcze, turystyczne, szkolenia specjalistyczne
statystyki | realizacja : nesta.net.pl