Strona główna - artykuły

Dodano: 12 maja 2008
Wiele osób wyrusza w teren bez odpowiedniej odzieży. Często, jednym z elementów naszego ubrania są dżinsy. Są one jednak nie przewiewne, długo schną i sztywnieją, kiedy nabiorą wody. Poza tym kolorystycznie nie bardzo pasują do lasu. Ja na wycieczki ubieram się inaczej.

Zacznę od spodni. Przez lata chodziłem w bojówkach typu BDU wzorowanych na M65. Pierwsze były udane, gładkie od wewnętrznej strony (fachowo to się chyba nazywa, że woskowane). Niestety obecnie zakupione są dość szorstkie i sztywne przez to mało przewiewne. Poza tym, co również dotyczy tych poprzednich, są to spodnie ciężkie. Mają one jednak swoje zalety: wytrzymałość i odporność na zabrudzenia. W terenie zdarzają się nieprzewidziane sytuacje, jak choćby obserwacje krążących ptaków siedząc z plecami opartymi o pień drzewa, czy wręcz leżąc w trawie albo na mokrym piachu. „Cywilne” ubrania tego nie przetrwają. A w takich bojówkach można wejść praktycznie wszędzie (ja nawet czasami chodzę w nich do kościoła).

Przez jeden sezon nosiłem terenówki uszyte z klasycznej bawełny, a zakupione za grosze w jakimś lumpeksie. Przyznam, że ubierałem je z przyjemnością. Materiał lżejszy, bardziej miękki i „przyjazny” dla skóry od obecnych BDU. Niestety to była bawełna o zwykłej gramaturze, więc po sezonie przetarły się. Istnieją jednak materiały wykonane z bawełny o zwiększonej gramaturze, a więc znacznie bardziej wytrzymałe przy zachowaniu wygody.

Sprawdzają się też w terenie turystyczne campusy, są bardzo lekkie, przewiewne i naprawdę szybko schną. Trudno o wygodniejsze. Troszkę jednak obawiam się o ich wytrzymałość, bo materiał wydaje się delikatny. Niezłym więc rozwiązaniem byłyby campusy czy milo itp. przeznaczone do wspinaczki skałkowej i wysokogórskiej, wykonane z wytrzymalszego, ale bardzo wygodnego materiału.
Jest więc w czym wybierać, a więc do dzieła … a raczej do sklepu!

Nie sposób w moim skromnym wywodzie pominąć „glanów”. Te klasycznego typu „martensy”, to porażka. Byłem w nich parę razy w terenie i nie widzę różnicy między drewnianymi chodakami a takimi butami. Stopy miałem non stop poobcierane. Takie buciory nadają się jedynie do samoobrony. Do kosza …

Od dwóch lat noszę glany klasy „Magnum”. To zupełnie inna liga! Zdecydowanie mniej sztywne (choć też skóra), od kostki w górę wykonane z miękkiej, ale wytrzymałej membrany gwarantują wygodę. Można w nich wyjść np. w góry w dniu zakupu bez standartowych trzech dni na rozchodzenie. To prawdziwe trampki wśród „glanów”. Podobne (a może takie same) noszą antyterroryści. Magnum sięgające poza kostkę, to zarazem zaleta znana przede wszystkim turystom górskim, ale też troszkę problem w czasie upałów, bo noga się jednak poci. W lżejszym terenie można temu zaradzić w prosty sposób nie zawiązując sznurówek. Nie są one jednak pozbawione wad. Cechują się dość przeciętną wodoodpornością i bez impregnatu się nie obejdzie. Za stówę więcej mogłem mieć wersję ze specjalną membraną wodoodporną, chociaż nie wiem na ile skuteczną? Szewc interweniował je po ok. 2 sezonach chodzenia. Ogólnie, w kategorii cena-jakość oceniam je naprawdę dobrze.

O plecakach za dużo nie napiszę. Dawniej używałem wykonanych z brezentu czy płótna, tych najprostszych, nazywanych harcerskimi. Bez jakiegokolwiek usztywnienia na plecach, ze już o systemie wentylacji nie wspomnę. Z brakiem stelaża można sobie poradzić, jest pewnie na to wiele sposobów. Ale spocone plecy, jak po wyprawie do amazońskiej dżungli to już nie przelewki. Dlatego przerzuciłem się na plecaki z gąbczastym stelażem, w technologii nieco „oddychającej”. Chociaż zważywszy na bazarową cenę, to raczej oddychające są one z nazwy. Ale i tak uczucie przepocenia jest mniejsze niż przy noszeniu plecaków harcerskich (szczególnie w czasie jazdy na rowerze). Dla mnie dodatkową zaletą tych „nowych” plecaków są komory zapinane na zamek błyskawiczny (trudniej coś zgubić) i boczne kieszonki na napoje wykonane z siatki.

Okrycie głowy jest istotne z dwóch powodów: ochrona przed słońcem i kleszcze (przynajmniej nie „zaatakują głowy”). Jednym słowem takie okrycie przydaje się wszędzie, na łące, nad wodą i w lesie. Nie polecam bejsbolówek, chociaż nie ukrywam, że bardzo praktyczny jest ich daszek osłaniający przed oślepiającym słońcem. Niezłym więc rozwiązaniem byłyby kapelusze typu „safari”. Mają prezencję, no i daszek. I to zarówno z przodu jak i z tyłu, a przez to chronią również kark przed oparzeniem słonecznym, co jest istotne. Mimo to ja noszę bandanę, czyli chustę owiniętą dookoła głowy. Nie mam więc daszka, ale za to kark osłania fragment chusty. Dlaczego bandana? Po prostu podoba mi się.

Wspomnę jeszcze o okularach słonecznych. Chciałbym przestrzec przed tymi najtańszymi. Słyszałem kiedyś wypowiedź lekarza, który zdradził mechanizm działania takich „cudeniek”. Otóż przyciemniany plastik powoduje, że źrenica się rozszerza. Z drugiej strony taki tandetny plastik, z którego są wykonane tanie okulary nie ogranicza promieni słonecznych. W praktyce więc do naszego oka z rozszerzoną źrenicą dociera duża dawka promieniowania słonecznego!

Na koniec jeszcze dwa najdroższe sprzęty terenowe. Od 1997 r. jeżdżę na rowerze górskim „Mirage” firmy Unibike. Najtańsza wersja (wówczas ok. 600 zł). Ten rower to prawdziwy czołg. Solidna stalowa rama. 10 lat jeżdżenia po polnych, czy leśnych drogach i żadnej naprawy!! Tylko regulacje oraz wymiana dętek (raz jechałem z przebitą oponą tylnego koła na samej obręczy i oponie przez ok. 15 km i to bez szkody dla roweru!). Obecnie, choć już skrzypiący i obdrapany nadaje się jeszcze do jazdy!

No i wreszcie lornetka. Zaczynałem jak prawie każdy od radzieckiego sprzętu. Jest niezły, w miarę solidny i tani. Obecnie jednak używam służbowej lornetki japońskiej firmy Ecotone, WP2 10x50. To naprawdę świetny sprzęt! Lornetka zdecydowanie jaśniejsza od radzieckich, lżejsza, gumowana. Warto wydać na nią ok. 500 zł. Polecam zarówno początkującym jak i zaawansowanym obserwatorom. Taniej raczej nic się nie znajdzie. Za rosyjską zapłacimy niewiele mniej, ale jest to niższa klasa sprzętu. Przestrzegam jednak przed zabawkami ze straganu, nawet najładniej wykonanymi. Przez to nie da się patrzeć!

Na koniec ogólna uwaga. Zostało udowodnione, że wojskowe, maskujące kolory nie płoszą zwierzyny, która źle reaguje na jaskrawe barwy. Uważam, że poza tym warto się ubrać stosownie do okoliczności, żeby nie wyjść na niezbyt dobrze kojarzących się „niedzielnych” turystów, którzy w wypucowanych białych adidasach wybierają się na szlak. Nie znaczy to, że w teren trzeba wyjść tylko w rynsztunku bojowym, jak przed bitwą w Iraku. Warto jednak przez chwilę zastanowić się w jakim ubraniu będzie nam wygodnie i bezpiecznie?
Mariusz Tkacz
Wróć do listy artykułów

Nasza oferta | zobacz pełną ofertę

dysponujemy:
  • inwentaryzacją krajoznawczą regionu
wykonujemy:
  • aktualizacje treści turystycznej map, przewodniki
  • oceny oddziaływań na środowisko (Natura 2000)
  • oceny stanu ekologicznego wód (Ramowa Dyrektywa Wodna UE)
  • prace podwodne, poszukiwawcze
prowadzimy:
  • nurkowania zapoznawcze, turystyczne, szkolenia specjalistyczne
statystyki | realizacja : nesta.net.pl