Strona główna - artykuły

Dodano: 12 lutego 2008

Ktoś kto widział polującego rybołowa zapamięta go na długo. Ja widziałem i nie zapomnę, jak kończył atak z powietrza głębokim zanurzeniem w wodzie aż po samą głowę. Ale niestety rybołów jest zagrożony i sam może się nie obronić. Trzeba mu pomóc. Zacznę więc od początku.
W latach 1993-2000 populacja rybołowa była stabilna. Ale już rok później pojawiły się niepokojące się sygnały świadczące o załamaniu się stanu liczebnego tego drapieżnika. Trudno za przyczynę tej sytuacji było uznać zubożenie łowisk skoro np. rybożerny bielik radził sobie w tym czasie (jak i dzisiaj) znakomicie. Od początku podejrzewano, że największym zagrożeniem jest strzelanie do rybołowa głównie na stawach rybnych mimo, iż jest on gatunkiem ściśle chronionym. To przypuszczenie potwierdziły między innymi dane pojawiające się w kartotekach ptaków martwych i osłabionych. W 2001 r. został zastrzelony rybołów pod Chodzieżą (wielkopolskie) i w miejscowości Łobez (zachodniopomorskie). Czarna seria zaczęła się w 2003 r. Postrzelono wówczas rybołowa na stawach rybnych pod Rzepinem w lubuskiem, zastrzelono zaś w świętokrzyskiej miejscowości Gnojno. W październiku pod Toruniem został znaleziony ranny rybołów (moim zdaniem „trafiony” zapewne na przelotach), którym zaopiekował się poznański ogród zoologiczny. Dwa miesiące później zginął od broni jeden osobnik na stawie rybnym Rumoka (mazowieckie). Dodam też informacje o przepłoszeniu pary rybołów próbujących założyć gniazdo na słupie energetycznym pod Koninem.
Po podliczeniu wychodzi 6 przypadków strzelania (najczęściej skutecznego) do tego drapieżnika w ciągu 3 lat. To była dokładnie połowa wszystkich przyczyn śmierci rybołowa! Śmierć każdego dorosłego ptaka w okresie lęgowym oznacza zagładę całego lęgu, bo jeden ptak nie jest w stanie przynajmniej w fazie wysiadywania jednocześnie długo ogrzewać jaja i często polować.

Co więc robić, żeby uratować rybołowa? Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że ok. 50 par tych drapieżników nie jest tak naprawdę w stanie zagrozić stawom rybackim. Tym bardziej, że rybołowy polują nie tylko na stawach, ale też np. na jeziorach. Trzeba po prostu zrobić co się da, bo lepsze to niż nic. I tak Komitet Ochrony Orłów podjął zdecydowane kroki.

  1. postanowiono więc kierować do prokuratury wszystkie przypadki zabijania chronionych ptaków drapieżnych, nie tylko tych najrzadszych czyli tzw. „strefowych”. Przy okazji wyjaśnienie: zabijanie gatunków chronionych nie jest objęte sądem łowieckim, jak przypuszczają jeszcze niektórzy myśliwi. Sprawy takie podlegają prokuraturze, a więc są traktowane jako przestępstwo!
  2. poza tym akweny rybackie na których rybołowy są lub mogą być zagrożone będę monitorowane.
  3. każdy martwy rybołów będzie badany weterynaryjnie pod kątem ran pochodzących od śrutu, czy kul.
  4. nie sposób pominąć w dzisiejszych czasach roli mediów, więc w nich (w tym również ogólnopolskich) będą nagłaśniane przypadki zabijania tych chronionych drapieżników.


Niewątpliwie niezbędny jest specjalny budżet przeznaczony na finansowe wyrównanie strat jakie mogą ponieść hodowcy w wyniku polowań rybołowów opracowany np. przez Departament Rybołówstwa.
Czas postawić pytanie: kto strzela do rybołowa? Do ochrony stawów rybnych są wynajmowani strażnicy posiadający zezwolenia na broń palną i wywodzący się głównie z kręgów łowieckich. W środowisku łowieckim więc ostatnio zawrzało. Przykładem trzeźwego spojrzenia na taki problem jest artykuł w najnowszym, styczniowym numerze „Łowca Polskiego” zatytułowany: „Kto strzelał do bielików?”. Jego autor wywodzący się przecież ze społeczności myśliwskiej w swoim tekście potępił jednoznacznie zabijanie chronionych prawem drapieżnych ptaków, szczególnie tych najrzadszych. I właśnie taka krytyka płynąca z kręgów łowieckich może okazać najskuteczniejszą metodą ochrony min. właśnie rybołowa.
Pewną nadzieję należy też wiązać z zasilaniem naszej populacji rybołowami z terenu Niemiec. Otóż w 2004 r. pojawiły się w Polsce 2 stanowiska tych drapieżników zaobrączkowanych jako pisklęta właśnie w Niemczech.
Zresztą wydaje się, że przez granicę między obydwoma krajami przebiega również granica obu populacji. Np. na obszarze wschodnich Niemiec zagęszczenie wynosi 5 par/100 km², a na pobliskiej ziemi lubuskiej i Dolnym Śląsku w ogóle nie ma rybołowa! W ogóle Niemcy mogą pochwalić się dynamicznym wzrostem ilości par tego gatunku, analogicznie jak u nas rozwija się bielik. Dlaczego więc Polska jest „na bakier” z rybołowem? Niewątpliwie nasi zachodni sąsiedzi są bardziej karnym narodem i tam „nie wolno znaczy dokładnie, że nie wolno” np. strzelać do tych drapieżników. W Polsce jest zawsze jakieś „ale” …

Teraz może z trochę innej beczki. Rybołów jest bardzo wybredny w wyborze drzewa na miejsce gniazdowania. Z reguły jest to sosna, a gniazdo jak wiadomo jest umieszczane na szczycie korony. Musi więc ono mieć solidną podstawę. Młodsze sosny jednak są zakończone raczej stożkowo, co każdy z nas może łatwo dostrzec. Dopiero w wieku nawet ok.150-200 lat ich korony rozrastają parasolowato, spadochronowo tworząc solidne „siedzisko” nadające się na zbudowanie zniesienia. Z kolei wiek rębny sosny w Polsce wynosi ok. 100 lat, tzn. że stuletnia sosna jest zazwyczaj wycinana. Dlatego w lesie rybołów może znaleźć naprawdę niewiele drzew tego gatunku nadających się pod gniazdo. Na szczęście jest to sprytny ptak i znalazł rozwiązanie. Tu z pomocą nieumyślnie przyszedł mu człowiek stawiając słupy sieci trakcyjnej na które zaczęły się przenosić rybołowy! Taki słup ze względu na swoją budowę świetnie nadaje się do umieszczenia na nim gniazda. A poza tym nie jest powalany przez leśnych drwali.
Jak teraz nietrudno się domyślić ludzie zauważyli ten nowy trend i w ramach ochrony rybołowa budują sztucznie gniazda na słupach energetycznych. I tu dochodzimy do zasadniczego pytania. Jak to się robi w Niemczech a jak w Polsce? Czy są różnice? Otóż tak. U nas budujemy sztuczne zniesienia głównie na nieczynnych słupach energetycznych, ale tych jest za mało. Z kolei w Niemczech gniazda są stawiane przede wszystkim na cały czas używanych słupach co jest rozsądne, bo czynnych jest więcej. Dlaczego w takim razie my nie możemy tak spróbować? Problem tkwi oczywiście w kosztach. Do budowy gniazda na czynnym słupie elektrycznej trakcji często wykorzystuje się śmigłowce i trzeba odłączyć prąd na czas instalowania zniesienia. A to są już duże wydatki na które mogą sobie pozwolić niemieckie organizacje. Na szczęście jest pewien sprytny sposób, żeby wybrnąć z tej trudnej sytuacji. Można po prostu „podłączyć się” z zakładaniem sztucznego gniazda, kiedy słup jest dopiero budowany albo remontowany przez specjalistyczną firmę co pozwala obniżyć koszty! I to jest nasza nadzieja. Dlatego tak ważne jest zbieranie informacji w terenie występowania rybołowa o remontowanych bądź budowanych sieciach trakcyjnych.

Zakończę swój artykuł optymistyczną informacją. Otóż twórca ciekawych filmowych, przyrodniczych reportaży pt. „sto tysięcy bocianów” ma zamiar nakręcić dokument o problemach związanych właśnie z zagrożeniami i ochroną rybołowów w Polsce. Pan Marcin Krzyżański prowadzi obecnie rozmowy z TVP na ten temat.

Mariusz Tkacz
Wróć do listy artykułów

Nasza oferta | zobacz pełną ofertę

dysponujemy:
  • inwentaryzacją krajoznawczą regionu
wykonujemy:
  • aktualizacje treści turystycznej map, przewodniki
  • oceny oddziaływań na środowisko (Natura 2000)
  • oceny stanu ekologicznego wód (Ramowa Dyrektywa Wodna UE)
  • prace podwodne, poszukiwawcze
prowadzimy:
  • nurkowania zapoznawcze, turystyczne, szkolenia specjalistyczne
statystyki | realizacja : nesta.net.pl